-20 stopni Celsjusza. Kolana dygocą, palce grabieją, nos tak zmarznięty, że można się zastanawiać, czy przypadkiem nie odpadł. Słowem – chce się jak najprędzej czmychnąć do domu, gdzie są przynajmniej dwa grzejniki, ciepła woda i czajnik. Dojmującego mrozu możemy doświadczyć nawet dzisiaj, choć i tak nie równa się on temu, z którym na co dzień borykali się XIX i XX wieczni mieszkańcy podhalańskich chat. Jak wyglądało życie naszych zakopiańskich pradziadków i co do tego ma nietuzinkowa architektura podtatrzańskich okolic?
Ciężki żywot górala
Surowość. To słowo nasunie się nam na myśl, gdy spróbujemy wyobrazić sobie warunki życia, które dla niegdysiejszych Górali były codziennością. Tak oczywistą, że nawet nie rojono chimer o luksusie, jakim zapewne określiliby czerwoną gałkę w kranie. Czekały ich co najwyżej ręce zaczerwienione od rąbania drewna na opał. Dopiero później kobiety, pełniące rolę gospodyń, mogły zagotować w miedzianych bądź żelaznych saganach wyciągniętą ze studni wodę. Naczynia umieszczano w piecach kaflowych, dzisiaj podziwianych za finezyjne zdobienia, a sto lat temu za zdolność zatrzymywania ciepła w ceramicznych kaflach. Te same piece mogły ogrzewać izbę nawet po wygaśnięciu paleniska. Był to ceniony walor, ponieważ znacząca większość góralskich domów składała się wyłącznie z jednego pokoju, a więc z sypialni, jadalni, kuchni i salonu jednocześnie. Dla całej rodziny. Żaden z jej członków bynajmniej nie mógł uskarżać się na bezczynność. Dzieci od najmłodszych lat pomagały w gospodarstwie matkom, które tkały wełniane materiały, wędziły oscypki i dbały o ogólny ład. Mężczyźni z kolei zajmowali się stolarstwem, wypasem owiec, zapewnieniem zwierzyny i drewna. Na służbę i kilkupiętrowe, obszerne domy mogli pozwolić sobie tylko zamożniejsi, którzy też, jeżeli zechcieli, mogli pluskać się w ciepłych źródłach Chochołowa i Szaflarów. Choć stanowili oni zdecydowaną mniejszość, zostawili po sobie najwięcej pamiątek, które można oglądać, przechadzając się po Muzeach Tatrzańskich. Wille, utrzymane w zakopiańskim stylu, intrygują architekturą, otulają przytulnym nastrojem – i co jeszcze?

Od góralskich chat po wille dla bogaczy
Pogoda rzadko bywała łaskawa dla mieszkańców Zakopanego i okolic. Choć w myśl legendy giewonccy Rycerze Korony obiecali mężnie bronić Ojczyzny przed najazdami wrogów, najwyraźniej pominęli Królową Śniegu i jej kaprysy meteorologiczne.
Wyjątkowość góralskich chat została więc zdeterminowana choćby przez obfite opady śniegu czy porywisty wiatr halny – skąd też charakterystyczna spadzistość dachów, chroniąca przed zniszczeniami i pozwalająca dłużej zachować ciepło wewnątrz budynku.


Przykładem charakterystycznej ornamentyki, zdobiącej zabudowania u tatrzańskich podnóży i niespotykanej nigdzie indziej, jest choćby parzenica, która w XIX wieku przyciągnęła uwagę przebywającego w Zakopanem Stanisława Witkiewicza (Witkacego). Rozwiązania, które przez wieki służyły lokalnym góralom, artysta postanowił dostosować do potrzeb bogatszego mieszczaństwa i ziemiaństwa, a tym samym stworzyć nowy styl narodowy w Polsce zaborowej, gdzie coraz większą popularność zyskiwały zagraniczne wzorce. Poprzez połączenie bryły tradycyjnego dworku szlacheckiego ze „smaczkami” zakopiańskich zabudowań (np. spadzistymi dachami) oraz z lokalną ornamentyką, stworzył on koncept willi zakopiańskich, których pierwszą przedstawicielką stała się Willa Koliba. Pomimo ich oczywistego uroku Witkiewicz prędko napotkał trudności w związku ze swoimi realizacjami. Część z nich miała podłoże polityczne – gdy działalność artysty zyskała zbyt duży rozgłos, władze austriackie interweniowały by umniejszyć jego zasługi. Projekty krytykowano także pod względem utylitarnym, ponieważ toporne meble, wykorzystywane w chłopskich chatach, nie spełniały potrzeb dworskich, a ich różnorodność była ograniczona, stąd też w większości przypadków ograniczano się do przejmowania standardowych prototypów miejskich, przyozdabianych lokalnymi ornamentami. Dzięki temu rozwiązaniu w willach zakopiańskich pojawiły się choćby pianina, niespotykane w drobnych podhalańskich chatach. Mimo że Witkacemu ostatecznie nie udało się rozpropagować stylu zakopiańskiego poza Podhalem, głęboko zapisał się on w kulturze lokalnej i do dziś przyciąga rzesze turystów.
Natalia Tynor, Antonina Sydor