OEES – czy GeneRacje aby na pewno mogą mieć swoje racje?

0
727

W trzecim tygodniu listopada miałam okazję wziąć udział w konferencji Open Eyes Economy Summit (OEES). Całe wydarzenie obserwowałam “od kuchni”, ponieważ pracowałam jako wolontariuszka przy obsłudze obiektu. Przyszłam tam kompletnie bez żadnych oczekiwań i gotowa na wszystko, ponieważ zgłosiłam się bez większego zastanowienia i w ostatniej chwili. Po prostu czułam, że potrzebuję spróbować czegoś nowego. 

Kongres trwał trzy dni (15-17 listopada) i składał się z bardzo wielu małych wydarzeń zarówno w Centrum Kongresowych ICE w Krakowie, jak i w Miejskim Ogrodzie Sztuki. Całość odbywała się pod hasłem “GeneRacje: mają swoje racje”, co chyba miało oznaczać propagowanie dialogu międzypokoleniowego, który jest szczególnie potrzebny. Prelekcje i panele były na bardzo wiele tematów, począwszy od kultury i sztuki, poprzez ekonomię, zarządzanie, energetykę, klimat, aktywizm, pandemię, globalizację, czy  przyszłość naszego społeczeństwa i gospodarki. Krótko mówiąc każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Ale czy aby na pewno każdy?

Tutaj zaczęły pojawiać się moje pierwsze spostrzeżenia co do całego wydarzenia. Konferencja reklamująca się hasłem naznaczonym dialogiem, dawaniem głosu młodym i przede wszystkim banerami ze zdjęciami nastolatków ze starszymi chyba powinna realizować te ideały. Moje obserwacje były  jednak inne. Na stacjonarnym wydarzeniu, które miałam okazję współorganizować pojawiło się 1500 osób. Niestety w znacznej większości byli to zaproszeni profesorowie, właściciele dużych firm czy znane osoby z przestrzeni publicznej. Młodych osób zaobserwowałam bardzo niewiele. Myślę, że było to około kilkanaście lub kilkadziesiąt osób. Naprawdę bardzo nieliczna grupa. Być może było to spowodowane terminem wydarzenia (środek tygodnia), lub ceną biletu, która wynosiła aż 250 zł, co dla osób młodych jest dosyć wysoką sumą. Na duży plus były jednak darmowe bilety dla studentów, które pewnie przyciągnęły tą niewielką grupę młodzieży.  W dialogu jednak chodzi o to, żeby dawać głos – dosłownie. Szansę do wzięcia udziału w prelekcji miało tylko kilka osób w młodym wieku. Były to jednak małe panele w salach maksymalnie na ok 30 osób. Jeśli organizatorzy bali się oddawać mikrofony w ręce młodych, to myślę, że dobrym krokiem byłaby chociaż możliwość zadawania pytań z publiczności, bo w końcu to też dyskusja. Niestety nie było takiej okazji. 

Miałam szansę zaobserwować tylko pięć paneli, lecz wydaje mi się, że wyciągnęłam z nich wiele wniosków. Pierwsza dyskusja była na temat różnorodności w organizacji. Wzięły w niej udział cztery osoby, lecz cała rozmowa została zdominowana przez  Liderkę ds. Różnorodności, Równego Traktowania oraz Kultury Przynależności w IKEA. Po 20 min zaczęłam odnosić wrażenie, że słucham reklamy wcześniej wymienionej, znanej sieci sklepów meblowych. Prelegentka idealizowała działania swojej firmy w zakresie różnorodności i inkluzywności, a reszta prelegentów nie miała szansy się nawet wypowiedzieć. W dyskusji brała udział również znana instagramerka, która jest ekspertką w zakresie różnorodności. Gdy zwróciła uwagę przedstawicielce Ikei, że nie każda firma jest Ikeą i prezentowana postawa w żaden sposób nie odpowiada na problem, została zignorowana i rozmowa toczyła się dalej. Z panelu wyszłam z niesmakiem, ponieważ akurat w tym przypadku miałam duże oczekiwania. 

Kolejnym panelem, który na długo pozostanie w mojej pamięci, w negatywnym tego sformułowania znaczeniu, była dyskusja pt. “Aktywizm społeczny – żeby chciało się chcieć”. Temat jest bardzo bliski mojemu sercu, a los tak się ułożył, że dostałam wtedy dyżur do obsługi przy panelu więc bez problemu mogłam się przysłuchiwać. Pierwszym zaskoczeniem było to, że na scenie zasiadła trójka prezesów/ek, Pani wiceprezydent Gdańska oraz Profesor socjologii na PAN. Nie było ani jednej/go aktywisty/ki. Rozmowa rozpoczęła się truistyczną refleksją, że aktywizm zaczyna się od uśmiechu do drugiej osoby na ulicy. Od tego momentu zaczęłam czuć, że ktoś mocno lekceważy słuchaczy. Prelegenci (w tym przypadku osoby dosyć majętne, wiem z obserwacji również prywatnych) skupiali się na opowiadaniu o wolontariacie i działalności charytatywnej. Wypowiadały się na ten temat osoby, które ze swojej działalności “charytatywnej” czerpały korzyści materialne, podczas gdy na sali krzątały się nastolatki wykonujące prawdziwy wolontariat. Niestety nikt nie raczył wspomnieć o innych rodzajach aktywizmu, może i nawet bardziej popularnych i potrzebnych w otaczających nas realiach. Wisienką na torcie całego panelu były cytaty motywacyjne wyświetlające się na ekranie za prelegentami. Wszystkie miały płytki wydźwięk pt. “jak się chce to się da”. 

Dyskusją, która szczególnie zwróciła moja uwagę i przyciagnęła tłum ludzi była sesja specjalna zatytułowana “Edukacja Klimatyczna”. Udział w niej wzięli dr Michał Kudłacz z UEku, Przemek Staroń, Agnieszka Stecko-Żukowska, Kamil Wyszkowski i Weronika Woźniak (aktywistka Młodzieżowego Strajku Klimatycznego). Rozmowa została zdominowana przez dwójkę Panów, którzy rozwodzili się nad konferencją COP26 i jej niesamowitym sukcesem (chociaż myślę, że ten aspekt jest mocno wątpliwy)  oraz Water City Index, który okazał się bardzo ciekawą kwestią, lecz niestety nijak związaną z edukacją klimatyczną. Jedyną osobą, która nawiązała do tematu i jego istotności była nastoletnia Weronika Woźniak, która powiedziała bardzo merytorycznie o konieczności systemowej edukacji klimatycznej. Niestety jeden z prelegentów odpowiedział, że należy być ostrożnym, bo młodzież z MSK zawstydza swoją wiedzą nauczycieli i Ci się boją mówić o zmianie klimatu. Ta dyskusja była kolejną z serii ” masz rację lecz jesteś młoda i nie znasz się na życiu”. Czy o taki dialog chodziło organizatorom?

Mimo iż moja refleksja na temat OEES może wydawać się mocno negatywna, to wydarzenie będę wspominać raczej pozytywnie. Organizatorzy zaskoczyli mnie na plus w kwestii dyspozycji zadań dla wolontariuszy i dopracowania całej konferencji. Osobiście wyszłam stamtąd z lekkim niesmakiem i zawodem, ale nie miałam okazji zobaczenia wszystkich paneli, a jestem pewna że odbyło się kilka wartościowych dyskusji (o których opowiadali mi inni uczestnicy). Nie wiem czy wrócę tu za rok, lecz było to zupełnie nowe doświadczenie, które w jakiś sposób mnie ukształtowało i utwierdziło w przekonaniu, że warto dawać głos ludziom z różnym doświadczeniem, w różnym wieku i z różnych grup społecznych. Inkluzywność jest tak prosta, a tak rzadko spotykana. 


Maria Bajorek

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj