Ponoć na zachodzie kościoły przekształca się w kawiarnie i kluby ze striptizem – tak przynajmniej słyszałem na prawicowych forach. Na szczęście Polska nieprzypadkowo jest nazywana przedmurzem chrześcijaństwa. U nas duch wiary w narodzie nie ginie i zachodzi wręcz odwrotny, antylaicki trend. Ostatnio na przykład pewną siłownie – siedlisko komercyjnego zepsucia i materialistycznego ateizmu – zamieniono na kościół. Myślicie, że sobie z Was żartuję? No dobra – ale tylko trochę. Bo krakowskie centrum fitness Atlantic Sports właśnie naprawdę przebranżowiło swoje usługi i wszystkich chętnych, zamiast na ćwiczenia z hantlami zaprasza na spotkania religijne związku wyznaniowego „Kościoła Zdrowego Ciała”. Zabawne? Widzicie, a nikomu wcale nie jest tu do śmiechu.
Bo taka decyzja krakowskiego klubu fitness to ani nie lewacka prowokacja, ani nieśmieszny gimbo-ateistyczny żart z religii – to walka o przetrwanie. Wszystko z powodu ostatnich obostrzeń wprowadzonych przez rząd w związku z gwałtownym wzrostem zachorowań na koronawirusa. Decyzją premiera i ministra zdrowia od 17 października w całej Polsce zostały zamknięte siłownie, baseny, studia fitness i aquaparki. I w sumie … tylko te miejsca.
– Nie wiem, czemu uderzono akurat w branżę fitness. Kościoły są otwarte, galerie też funkcjonują… Decyzja o zamrożeniu siłowni, klubów czy basenów jest wbrew wszelkiej logice, nie potrafię jej zrozumieć – mówi w wywiadzie dla Onetu menadżerka krakowskiego klubu Atlantic Sports Marta Jamróz. – Nie lubię kombinacji i kruczków prawnych, ale po prostu nie mamy wyjścia. Skoro nie mogą funkcjonować siłownie – w miejsce naszej od dzisiaj otwieramy sklep Atlantic ze sprzętem do ćwiczeń. Zapraszamy wszystkich, którzy chcą testować odpłatnie nasze maszyny. Skoro nie mogą funkcjonować zajęcia fitness – od dzisiaj ruszają w naszym klubie zgromadzenia religijne członków związku „Kościół Zdrowego Ciała”. Może niektórym wydawać się to śmieszne. Największym absurdem nie jest jednak wdrożone przez nas rozwiązanie, a decyzja rządu – dodaje menadżerka.
Takiemu rozgoryczeniu trudno się dziwić. Bo ludzie są w stanie znieść naprawdę wiele. Ale jest jedna rzecz, która przegina szalę goryczy – tą rzeczą jest hipokryzja. Bo ja rozumiem – kierowanie się praktycznymi względami – bez wizyty w studiu fitness można żyć, nikt z braku ćwiczeń na siłowni nie umrze, więc dla bezpieczeństwa lepiej tam teraz nie chodzić. Takiej piekarni, czy apteki przecież Wam nie zamkniemy. Tylko, że wiecie co? Jestem praktycznie pewien, że bez wizyty u kosmetyczki czy fryzjera również spokojnie można przeżyć. A jednak tym branżom się nie dostało. Nie oberwało się też na przykład solariom, klubom tenisowym (może to efekt Igi Świątek?), kinom i szkołom tańca, które w dalszym ciągu mogą funkcjonować. Tak gdyby w tych miejscach ryzyko zarażenia było mniejsze. Słowem – trudno nie odnieść wrażenia, że rząd wybierając placówki do zamknięcia kierował się sprawdzoną podwórkową zasadą – „na kogo wypadnie na tego benc”. I w wyliczance padło akurat na branżę fitness. Inni mogą funkcjonować w ograniczonym reżimie sanitarnym – sorry, wam się nie poszczęściło. Ale nie bójcie nic. Następnym razem wylosujemy kogoś innego. Nie wiem – schroniska dla zwierząt na przykład.
Koronawirus to paskudna sprawa. Ma jednak jedną, jedyną zaletę, którą niesamowicie doceniam. Pandemia doskonale obnażyła i wciąż obnaża zakłamanie i hipokryzję polskich instytucji. I nie chodzi mi już nawet o słynny „Twój ból jest lepszy niż mój”, czy przedwyborcze apele, że „wirusa nie trzeba się bać, bo ten jest w odwrocie i można spokojnie iść zagłosować”. Zejdźmy już z tego rządu. Cudowne absurdy dzieją się na bardziej lokalną skalę. Na przykład pewna krakowska uczelnia w trosce o bezpieczeństwo studentów i wykładowców postanowiła całkowicie zrezygnować z zajęć stacjonarnych – na długo przed decyzją premiera o obowiązkowym zamknięciu szkół w październiku. Krakowski Uniwersytet był także na tyle troskliwy i zapobiegliwy, że nie zezwolił nawet na ponowne uruchomienie studenckiego radia, w którym naraz mogłyby przebywać całe 4 osoby. Chwalebna postawa, odpowiedzialne posunięcia bez bawienia się w półśrodki – chwali się, jak najbardziej. Co więcej, dzięki kassandrycznej przenikliwości i tejrezjaszowemu darowi jasnowidzenia władze uczelni postanowiły, że przy składaniu wniosków o stypendium bezpieczniej będzie ograniczyć kontakty społeczne studentów z pracownikami sekretariatów, dzięki czemu unikniemy zarażenia. Super, co za dalekowzroczność, nic tylko brać przykład.
No, i właśnie dlatego, drodzy studenci swoje wnioski o stypendium rektora dostarczycie nam pocztą.
Że co? Że na pocztę dużo starszych ludzi przychodzi i są w grupie ryzyka? Bzdura, starzy ludzie to są u nas na uczelni. Ja jestem najstarszą uczelnią w Polsce i mnie tu nie wnerwiaj.
Co, co tam mówicie? Że taki sam, identyczny wniosek złożyliście już elektronicznie i jest w naszym uczelnianym systemie? A to nie wiecie młokosy, że poważne interesy robi się na papierze? Więc zasuwać mi tu na pocztę i grzecznie wysyłać nam wydrukowane papiery. Macie jeszcze jakieś pytania? Na-na-na – nic nie słyszę.
Tak, trochę się uniosłem, przepraszam. Jesteście cali? W każdym razie czujecie klimat. „Co złego to nie my, u nas wszystkich standardów bezpieczeństwa przestrzegamy, a co będzie gdzie indziej to już nas nie obchodzi”. Metoda spychologii w najlepszym wydaniu. Gdy znikają utarte procedury i sprawdzone schematy działania z autorytetu i powagi instytucji zostają już tylko nielogiczność i absurd. Król jest nagi, proszę państwa. Tak samo jest niestety na poziomie państwa. I tu pojawia się mały problem. Nagich władców cholernie trudno jest respektować. Niby można próbować wmawiać innym, że te szaty gdzieś tam są i wtajemniczeni wyznawcy mogą je zobaczyć. Ale ludzie ślepi nie są. Niespójność koronawirusowych decyzji bije po oczach i coraz trudniej jest schować ją przed sfrustrowanym tłumem. Zwłaszcza w tak przekornym narodzie jak nasz.
Kiedyś nasi rodacy swój bunt mieli okazję manifestować podczas powstań, ale teraz czasy się zmieniły i dzielni potomkowie husarii znaleźli inny sposób. Na przykład wystarczy nie nosić maseczki. I już po sprawie. +10 do bycia rebel-żołnierzem niezłomnym mamy jak w banku. Populacja ludzi żyjących prawem wilka zwiększa się. Bo wbrew obiegowej opinii noszeniu maseczek nie sprzeciwiają się jedynie tzw. foliarze, fani teorii spiskowych i zwolennicy tez o plandemii, spisku Billa Gatesa i „kagańcowego lobby masonerii” (oryginalny cytat z Internetu). Bunt przeciw maseczkom to taka nasza typowo polska przekorna odpowiedź na rzeczywistość. Ktoś nam coś każe – my tego nie zrobimy. Myślę, że gdyby wprowadzić u nas ustawowy obowiązek picia alkoholu, mielibyśmy w Polsce największą rzeszę abstynentów na świecie. Ot tak przez przekorę. Dlatego analizując wszystkie zmienne, prędkość ruchu planety i nastroje społeczne oraz podążając za logicznością ostatnich decyzji rządu mam dla naszych władz jedną radę – wprowadźcie ZAKAZ noszenia maseczek. Podziękujecie mi później.
Łukasz Trzaska