Mateusz, jak Ci minął czerwiec…

0
714

…brzmi temat maila od Google, który właśnie wpadł do mojej gmailowej skrzynki. Zatrzymuję się więc na chwilę, zaintrygowany tajemniczą wiadomością, po czym wchodzę – cały na biało – by dowiedzieć się, czego oni znowu ode mnie chcą. Otrzymujesz tego e-maila, ponieważ masz włączoną Historię lokalizacji…, czytam spokojnie – …ustawienie, które zapisuje odwiedzane przez ciebie miejsca. Co za bezczelność! Śledzą mnie i jeszcze o tym głośno mówią! Wklikuję swoją oś czasu (czy jak oni to nazwali), czerwony ze złości, i widzę: trzeciego czerwca z mieszkania wyszedłem jedynie do Lewiatana, a zakupy zajęły mi ledwie sześć minut. Czwartego jadłem w Subwayu, potem drukowałem coś w punkcie ksero, żeby następnie odwiedzić budynek uniwersytetu i Biedronkę… Piątego… do diabła z tym! Wszystko, co do minuty! Ja tego nawet nie pamiętam! Wyłączam te ich historie w cholerę!

Powyższa historyjka, mimo pewnego udramatyzowania, rzeczywiście zdarzyła mi się przed laty. I tak, Google jawnie tropi nasze codzienne podróże – te małe i te większe, zapamiętując miejsca, które odwiedziliśmy, a potem pytając o opinię. Czy polecam tę restaurację?; czy byłem w tym sklepie?; czy mogę odpowiedzieć na dodatkowe pytania?: itd. Niektórym automatycznie zapala się lampka ostrzegawcza, bowiem raczej nie lubimy, jak ktoś (lub coś) nas śledzi. Googlowski Android znany jest akurat z tego, że chętnie kolekcjonuje informacje o naszym życiu, a wespół z takim Facebookiem jest istną skarbnicą wiedzy dla różnorakich służb. Na komputerswiat.pl czytamy: Jak wykazało śledztwo dziennikarzy z Associated Press, aplikacje od Google śledzą użytkowników nawet wtedy, gdy ci nie wyrażają zgody na udostępnianie gdziekolwiek lokalizacji. […] koncern i tak dostaje się do takich informacji przez inne aplikacje. Do tych innych zaliczyć należy wspomniany portal społecznościowy Zuckerberga – otóż nawet przy wyłączonym Bluetooth, Facebook jest w stanie skorzystać z tej funkcji nie powiadamiając użytkownika: Wścibska aplikacja nie ma dostępu do lokalizacji, ale np. śledzi obiekty wykrywane przez moduły Bluetooth i WiFi, na tej podstawie domyślając się położenia. Do tego dochodzi oczywiście rejestrowanie witryn internetowych, które zwykliśmy odwiedzać.

Będąc świadomym ułamka możliwości śledczych Google, użytkownik może albo zacząć panikować, albo zaakceptować dany stan rzeczy i ze stoickim spokojem korzystać dalej z Googlowego dobrobytu. Możemy jedynie gdybać, czy nasz odcisk palca, skan twarzy i gałek ocznych, a nawet głos są w jakiś sposób zapamiętywane sukcesywnie przez globalne korporacje. Ja przyjąłem drugą postawę, pozwalając gigantowi z Mountain View na podglądanie mych schadzek z psem po parku. I tak, niektórzy popukają się w głowę, ale niestety nie posiadamy narzędzi, by skutecznie walczyć z potęgą amerykańskich systemów, a jednocześnie jesteśmy częścią cywilizacji internetu. Jak się później okazało, moja decyzja uratowała mi skórę, a śledzenie stało się – o zgrozo – wybawieniem. Podczas mojego pobytu w Maroku przyszło mi się zgubić w gąszczu marrakeskich blokowisk. Była wówczas późna godzina; słońce już dawno zaszło, a latarnie w okolicy nie działały. Błąkałem się w kompletnej ciemności, próbując przypomnieć sobie drogę do mieszkania znajomego, który akurat wyjechał do innego miasta. Kręciłem się w kółko z kluczem w kieszeni i telefonem w ręku licząc na jakiś przebłysk, oświecenie, cokolwiek. Nic. Nic nie nadchodziło, a ja mijałem ten sam sklep po raz trzeci, martwiąc się coraz bardziej. Także umierającą w smartfonie baterią. W końcu przyszła mi do głowy rzecz niebywała – przecież w mieszkaniu tym przebywałem tego samego dnia, może wujek Google to zanotował! Z 4-procentowym akumulatorem rzucam się na moją oś czasu, po czym lokalizuję dokładny adres. Jest. Mam. Dotarłem.

Puenty nie będzie, bo ten tekst na nią nie zasługuje. Moim celem nie jest bowiem – jak mogłoby się wydawać – zachęcanie do konformizmu. Moim celem nie jest także przekonywanie o słuszności istnienia teorii spiskowych. Giganci technologiczni używają zagrań, które wcale nie są fair, a o których wie większość z nas. Z tej pułapki technologicznej nie ma jednak wyjścia, bowiem szkoła, praca, a nawet już życie towarzyskie – to wszystko obszary ściśle związane z internetem. A to, że tkwimy w tym coraz głębiej, cóż… oby skończyło się na ratowaniu życia.

Źródła:
👉 https://spidersweb.pl/2020/01/ios-13-iphone-bezpieczenstwo-sledzenie.html (dostęp: 26.01.2020)
👉 https://www.komputerswiat.pl/aktualnosci/internet/google-sledzi-nas-czy-tego-chcemy-czy-nie/9v045mx (dostęp: 13.08.2018).



Mateusz Wojtowicz

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj